„Nie
mogę temu zapobiec, ale kocham Cię, nawet jeśli próbuję nie
kochać...”
Z
niepewną miną przekroczyłam próg mojego starego mieszkania.
Odłożyłam ciężkie kartony na panele i ze świstem wypuściłam
powietrze. Otworzyłam okna, by przewietrzyć, po czym odwróciłam
się w Twoją stronę posyłając Ci wdzięczny uśmiech. Pomogłeś
mi z przeprowadzką, pomogłeś mi zabrać moje rzeczy z domu Matsa,
z domu, jeszcze mojego męża, który kompletnie się posypał. Nie
winiłam go jednak, bowiem wiedziałam, jak cierpi. Cierpiał, bym ja
mogła być szczęśliwa z Tobą. Czy to wszystko było tego warte?
Kochałam Cię całą sobą i wierzyłam, że tym razem się nam uda,
że pokonamy wszystkie przeszkody, by w końcu stworzyć upragnioną
rodzinę. Ze sobą. Nie z Matsem. Nie z Livią. Ze sobą…
–
Dziękuję, że dałaś nam szansę. Że
dałaś mi szansę – odezwałeś się całując mnie w czoło. –
Myślałem, że wszystko już przepadło, że nie ma dla nas nadziei,
jednak… Wszystko się zmieniło…
–
Andi… – szepnęłam. – Moje miejsce
jest przy Tobie. Zawsze tak było. Tak jest… Tak zawsze będzie –
Powiedziałam pewnie, wtulając się w Ciebie. Odwzajemniłeś mój
uścisk, a ja mogłam bezkarnie napawać się Tobą, Twoją
bliskością, Twoim oddechem, Twoim zapachem… – Kocham Cię –
Odezwałam się cicho, a Ty uniosłeś mój podbródek i
spojrzałeś mi głęboko w oczy.
–
Ja Ciebie też kocham, Liso –
odpowiedziałeś zakładając mi kosmyk włosów za ucho.
Uśmiechnęłam się ciepło na ten gest. Złączyłam nasze dłonie
skradając Ci delikatnego całusa. – Już na zawsze będziemy
razem, obiecuję Ci to – Wymruczałeś.
–
Mam nadzieję, że tym razem życie nas
nie przerośnie – rzekłam odsuwając się od Ciebie na minimalną
odległość.
–
Nie pozwolę na to. Stworzymy rodzinę z
prawdziwego zdarzenia. Zbuduję dom. Zbuduję dom z przepięknym
widokiem na góry, tak byś codziennie mogła podziwiać ich piękno.
Posadzę drzewo. Zadbam o to byś w ogrodzie miała huśtawkę, o
jakiej zawsze marzyłaś. Weźmiemy ślub, o jakim śniliśmy.
Wychowamy dzieci. Spełnię Twoje marzenie o owczarku niemieckim…
Liso, podarowaniem mi drugiej szansy sprawiłaś, że czuję, jakbym
narodził się na nowo. Nie boję się już niczego, nie boję się,
że nie podołam, nie boję się, bo nie jestem już takim tchórzem.
Wiem, że sobie poradzimy, bo wierzę w nas. Wierzę w Ciebie, Liso.
I wiem, że wiara w Ciebie jest jedyną pewną rzeczą w moim życiu.
A Ty… Wierzysz w nas? – spytałeś, jakby bojąc się
odpowiedzi.
–
Wierzę w nas, Andreas. Wierzę w Ciebie.
„Nie
mogę temu zapobiec, ale pragnę Cię. Wiem, że umrę bez Ciebie...”
Ważyłem
w dłoni ciężką kopertę z adresem kancelarii. Livia wzięła
sprawy w swoje ręce, tak jakby chciała jak najszybciej pozbyć
się mnie ze swojego życia. Nie winiłem jej jednak za to. Miała
rację. Wykonała pierwszy ruch, a mnie pozostało jedynie stawić
się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie. Nie miałem pojęcia,
jak przebiegnie nasza sprawa rozwodowa, ale byłem gotów na
wszystko, by w końcu wieść szczęśliwe życie z Tobą, Liso.
Wierzyłem również w to, że pewnego dnia Mats zrozumie, że
opuszczając go, tak naprawdę wyświadczyłaś mu przysługę. Nie
byłby z Tobą szczęśliwy, tak jak ja nie byłbym szczęśliwy z
Livią. Związki małżeńskie, które zawarliśmy z
niewłaściwymi osobami były naszym największym błędem, ale…
Kto ich nie popełnia? Wyciągnęliśmy z nich lekcję na przyszłość,
Liso. Skrzywdziliśmy przy tym dwie niewinne osoby, ale chciałem
mieć nadzieję, że pewnego dnia nam wybaczą. Obydwoje, jak
najszybciej chcieliśmy się z tym uporać, by być razem. By być
razem, tak naprawdę. Dźwięk dzwonka przerwał moje rozmyślania.
Poderwałem się z fotela i poszedłem otworzyć.
–
Livia… – szepnęłam patrząc na
swoją, niedługo już byłą żonę. – Co…
–
Przyszłam, bo zostawiłam u Ciebie swoje
drobiazgi. Zapomniałam o nich przy przeprowadzce… Jeśli mogłabym
je odebrać, byłabym wdzięczna – powiedziała stanowczo.
–
Tak, jasne… – przepuściłem ją w
drzwiach obserwując jej posturę. Była pewna, była dumna, zgrywała
twardą, jednak w podświadomości czułem, że jest to tylko na
pokaz. – Napijesz się czegoś? – Spytałem wchodząc za nią do
sypialni. Sypialni, którą dzieliliśmy wspólnie całkiem niedawno…
–
Nie fatyguj się – oznajmiła
wyciągając z szafki nocnej swoje rzeczy. Przypatrywałem się jej,
a kiedy zastygła bez ruchu zmarszczyłem brwi. – Ty… Nigdy nie
pogodziłeś się z jej utratą, prawda? – Zapytała walcząc ze
łzami. Trzymała w dłoni ramkę z naszym zdjęciem. Moim i Twoim,
Liso. Tym zdjęciem, na które patrzyłem codziennie przed
zaśnięciem, próbując być bliżej Ciebie.
–
Prawda – przytaknęłam robiąc krok w
jej stronę.
–
Przez cały czas trzymałeś przy sobie
to zdjęcie? Pamiętam, jak krzywo na mnie patrzyłeś, gdy chciałam
udekorować sypialnię fotografiami z naszego ślubu… Andreas…
–
Livia… Tak bardzo Cię przepraszam.
Skrzywdziłem Cię, sprawiłem Ci ból… Mam nadzieję, że zaznasz
szczęścia, na jakie zasługujesz…
–
Nic już nie mów – warknęła
ocierając łzy. – Po prostu… Staw się na rozprawie. Zakończymy
to śmieszne małżeństwo raz na zawsze – Powiedziała ściągając
z palca obrączkę. Położyła ją na białej komodzie, po czym
wzięła swoje rzeczy i wyszła. Z mieszkania, które dzieliśmy
wspólnie. Z mojego życia. Bym mógł być szczęśliwy z Tobą,
Liso.
Ze
strachem wpatrywałam się w Matsa, który siedział naprzeciwko mnie
w sali rozpraw. Był rozbity, cierpiał. Ból miał wypisany na
twarzy. Nie wiedziałam, czego się po nim spodziewać. Czy pozwoli
mi odejść? Czy da mi rozwód, abym mogła być szczęśliwa z
Tobą, Andreas? Czy weźmie przykład z Livii, która rozwiodła się
z Tobą za porozumieniem stron? Przełknęłam głośno ślinę,
czekając na wyrok. Spojrzałam na Matsa. Podchwycił moje
spojrzenie. Ujrzałam łzy w jego oczach. Dobry Boże, co ja mu
zrobiłam? Co my mu zrobiliśmy…?
–
Rozwód za porozumieniem stron –
powiedział adwokat Matsa, gdy sędzia dał mu prawo głosu.
Kilkakrotnie zamrugałam powiekami, chcąc zrozumieć, co właśnie
się stało. Uchyliłam usta niezdolna do wydobycia z siebie choćby
jednego słowa. Parę minut później było już po wszystkim. Byłam
wolna. Ty byłeś wolny. Już nic nie stało nam na przeszkodzie do
szczęścia… Wychodząc z sali rozpraw na korytarz spostrzegłam
czekającego Ciebie. Natychmiast poderwałeś się z miejsca patrząc
na mnie oczekująco. – Jest Twoja – Rzucił Mats oddalając się
od nas. Pod wpływem impulsu dogoniłam go chwytając jego dłoń w
swoją.
–
Dziękuję, Mats – wyszeptałam. Jego
oczy w dalszym ciągu były pełne łez. – I przepraszam…
–
Nie dziękuj mi, Liso. I nie przepraszaj.
Po prostu… Zniknij z mojego życia, dobrze? Mam nadzieję, że
zrozumiesz, że nie chcę mieć z Tobą nic wspólnego – oznajmił
wyrywając dłoń z mojego uścisku. Pokiwałam głową patrząc, jak
odchodzi. Na zawsze.
–
Lisa… – wyszeptałeś, po czym
zamknąłeś mnie w swoich ramionach. – Już po wszystkim.
–
Tak… – potwierdziłam.
–
Chodźmy stąd… Za gmachem tego sądu
czeka na nas przyszłość. Przyszłość, którą zbudujemy
wspólnie, którą wspólnie stworzymy. Jesteś gotowa? – spytałeś
prowadząc mnie na zewnątrz.
–
Jestem gotowa. I pewna. Pewna, jak
niczego innego – odparłam. Złączyłeś nasze dłonie wychodząc
z budynku. Nieśmiałe promienie słońca przedzierały się przez
chmury. Uśmiechnąłeś się do mnie. Odwzajemniłam ten gest. My i
nasza przyszłość. Nowi my. Nowy rozdział…
***
Witam!
Zaskoczone? Zadowolone? :)
Jeszcze jeden rozdział i epilog :)
Pozdrawiam ;*