poniedziałek, 10 grudnia 2018

Rozdział dziewiąty

Nie mogę temu zapobiec, ale kocham Cię, nawet jeśli próbuję nie kochać...”

 Z niepewną miną przekroczyłam próg mojego starego mieszkania. Odłożyłam ciężkie kartony na panele i ze świstem wypuściłam powietrze. Otworzyłam okna, by przewietrzyć, po czym odwróciłam się w Twoją stronę posyłając Ci wdzięczny uśmiech. Pomogłeś mi z przeprowadzką, pomogłeś mi zabrać moje rzeczy z domu Matsa, z domu, jeszcze mojego męża, który kompletnie się posypał. Nie winiłam go jednak, bowiem wiedziałam, jak cierpi. Cierpiał, bym ja mogła być szczęśliwa z Tobą. Czy to wszystko było tego warte? Kochałam Cię całą sobą i wierzyłam, że tym razem się nam uda, że pokonamy wszystkie przeszkody, by w końcu stworzyć upragnioną rodzinę. Ze sobą. Nie z Matsem. Nie z Livią. Ze sobą…
Dziękuję, że dałaś nam szansę. Że dałaś mi szansę – odezwałeś się całując mnie w czoło. – Myślałem, że wszystko już przepadło, że nie ma dla nas nadziei, jednak… Wszystko się zmieniło…
Andi… – szepnęłam. – Moje miejsce jest przy Tobie. Zawsze tak było. Tak jest… Tak zawsze będzie – Powiedziałam pewnie, wtulając się w Ciebie. Odwzajemniłeś mój uścisk, a ja mogłam bezkarnie napawać się Tobą, Twoją bliskością, Twoim oddechem, Twoim zapachem… – Kocham Cię – Odezwałam się cicho, a Ty uniosłeś mój podbródek i spojrzałeś mi głęboko w oczy.
Ja Ciebie też kocham, Liso – odpowiedziałeś zakładając mi kosmyk włosów za ucho. Uśmiechnęłam się ciepło na ten gest. Złączyłam nasze dłonie skradając Ci delikatnego całusa. – Już na zawsze będziemy razem, obiecuję Ci to – Wymruczałeś.
Mam nadzieję, że tym razem życie nas nie przerośnie – rzekłam odsuwając się od Ciebie na minimalną odległość.
Nie pozwolę na to. Stworzymy rodzinę z prawdziwego zdarzenia. Zbuduję dom. Zbuduję dom z przepięknym widokiem na góry, tak byś codziennie mogła podziwiać ich piękno. Posadzę drzewo. Zadbam o to byś w ogrodzie miała huśtawkę, o jakiej zawsze marzyłaś. Weźmiemy ślub, o jakim śniliśmy. Wychowamy dzieci. Spełnię Twoje marzenie o owczarku niemieckim… Liso, podarowaniem mi drugiej szansy sprawiłaś, że czuję, jakbym narodził się na nowo. Nie boję się już niczego, nie boję się, że nie podołam, nie boję się, bo nie jestem już takim tchórzem. Wiem, że sobie poradzimy, bo wierzę w nas. Wierzę w Ciebie, Liso. I wiem, że wiara w Ciebie jest jedyną pewną rzeczą w moim życiu. A Ty… Wierzysz w nas? – spytałeś, jakby bojąc się odpowiedzi.
Wierzę w nas, Andreas. Wierzę w Ciebie.

Nie mogę temu zapobiec, ale pragnę Cię. Wiem, że umrę bez Ciebie...”

 Ważyłem w dłoni ciężką kopertę z adresem kancelarii. Livia wzięła sprawy w swoje ręce, tak jakby chciała jak najszybciej pozbyć się mnie ze swojego życia. Nie winiłem jej jednak za to. Miała rację. Wykonała pierwszy ruch, a mnie pozostało jedynie stawić się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie. Nie miałem pojęcia, jak przebiegnie nasza sprawa rozwodowa, ale byłem gotów na wszystko, by w końcu wieść szczęśliwe życie z Tobą, Liso. Wierzyłem również w to, że pewnego dnia Mats zrozumie, że opuszczając go, tak naprawdę wyświadczyłaś mu przysługę. Nie byłby z Tobą szczęśliwy, tak jak ja nie byłbym szczęśliwy z Livią. Związki małżeńskie, które zawarliśmy z niewłaściwymi osobami były naszym największym błędem, ale… Kto ich nie popełnia? Wyciągnęliśmy z nich lekcję na przyszłość, Liso. Skrzywdziliśmy przy tym dwie niewinne osoby, ale chciałem mieć nadzieję, że pewnego dnia nam wybaczą. Obydwoje, jak najszybciej chcieliśmy się z tym uporać, by być razem. By być razem, tak naprawdę. Dźwięk dzwonka przerwał moje rozmyślania. Poderwałem się z fotela i poszedłem otworzyć.
Livia… – szepnęłam patrząc na swoją, niedługo już byłą żonę. – Co…
Przyszłam, bo zostawiłam u Ciebie swoje drobiazgi. Zapomniałam o nich przy przeprowadzce… Jeśli mogłabym je odebrać, byłabym wdzięczna – powiedziała stanowczo.
Tak, jasne… – przepuściłem ją w drzwiach obserwując jej posturę. Była pewna, była dumna, zgrywała twardą, jednak w podświadomości czułem, że jest to tylko na pokaz. – Napijesz się czegoś? – Spytałem wchodząc za nią do sypialni. Sypialni, którą dzieliliśmy wspólnie całkiem niedawno…
Nie fatyguj się – oznajmiła wyciągając z szafki nocnej swoje rzeczy. Przypatrywałem się jej, a kiedy zastygła bez ruchu zmarszczyłem brwi. – Ty… Nigdy nie pogodziłeś się z jej utratą, prawda? – Zapytała walcząc ze łzami. Trzymała w dłoni ramkę z naszym zdjęciem. Moim i Twoim, Liso. Tym zdjęciem, na które patrzyłem codziennie przed zaśnięciem, próbując być bliżej Ciebie.
Prawda – przytaknęłam robiąc krok w jej stronę.
Przez cały czas trzymałeś przy sobie to zdjęcie? Pamiętam, jak krzywo na mnie patrzyłeś, gdy chciałam udekorować sypialnię fotografiami z naszego ślubu… Andreas…
Livia… Tak bardzo Cię przepraszam. Skrzywdziłem Cię, sprawiłem Ci ból… Mam nadzieję, że zaznasz szczęścia, na jakie zasługujesz…
Nic już nie mów – warknęła ocierając łzy. – Po prostu… Staw się na rozprawie. Zakończymy to śmieszne małżeństwo raz na zawsze – Powiedziała ściągając z palca obrączkę. Położyła ją na białej komodzie, po czym wzięła swoje rzeczy i wyszła. Z mieszkania, które dzieliśmy wspólnie. Z mojego życia. Bym mógł być szczęśliwy z Tobą, Liso.

 Ze strachem wpatrywałam się w Matsa, który siedział naprzeciwko mnie w sali rozpraw. Był rozbity, cierpiał. Ból miał wypisany na twarzy. Nie wiedziałam, czego się po nim spodziewać. Czy pozwoli mi odejść? Czy da mi rozwód, abym mogła być szczęśliwa z Tobą, Andreas? Czy weźmie przykład z Livii, która rozwiodła się z Tobą za porozumieniem stron? Przełknęłam głośno ślinę, czekając na wyrok. Spojrzałam na Matsa. Podchwycił moje spojrzenie. Ujrzałam łzy w jego oczach. Dobry Boże, co ja mu zrobiłam? Co my mu zrobiliśmy…?
Rozwód za porozumieniem stron – powiedział adwokat Matsa, gdy sędzia dał mu prawo głosu. Kilkakrotnie zamrugałam powiekami, chcąc zrozumieć, co właśnie się stało. Uchyliłam usta niezdolna do wydobycia z siebie choćby jednego słowa. Parę minut później było już po wszystkim. Byłam wolna. Ty byłeś wolny. Już nic nie stało nam na przeszkodzie do szczęścia… Wychodząc z sali rozpraw na korytarz spostrzegłam czekającego Ciebie. Natychmiast poderwałeś się z miejsca patrząc na mnie oczekująco. – Jest Twoja – Rzucił Mats oddalając się od nas. Pod wpływem impulsu dogoniłam go chwytając jego dłoń w swoją.
Dziękuję, Mats – wyszeptałam. Jego oczy w dalszym ciągu były pełne łez. – I przepraszam…
Nie dziękuj mi, Liso. I nie przepraszaj. Po prostu… Zniknij z mojego życia, dobrze? Mam nadzieję, że zrozumiesz, że nie chcę mieć z Tobą nic wspólnego – oznajmił wyrywając dłoń z mojego uścisku. Pokiwałam głową patrząc, jak odchodzi. Na zawsze.
Lisa… – wyszeptałeś, po czym zamknąłeś mnie w swoich ramionach. – Już po wszystkim.
Tak… – potwierdziłam.
Chodźmy stąd… Za gmachem tego sądu czeka na nas przyszłość. Przyszłość, którą zbudujemy wspólnie, którą wspólnie stworzymy. Jesteś gotowa? – spytałeś prowadząc mnie na zewnątrz.
Jestem gotowa. I pewna. Pewna, jak niczego innego – odparłam. Złączyłeś nasze dłonie wychodząc z budynku. Nieśmiałe promienie słońca przedzierały się przez chmury. Uśmiechnąłeś się do mnie. Odwzajemniłam ten gest. My i nasza przyszłość. Nowi my. Nowy rozdział…


***

Witam!

Zaskoczone? Zadowolone? :) 

Jeszcze jeden rozdział i epilog :) 

Pozdrawiam ;*